Pytała dnia dlaczego srebrny wstał i uczesał obłoki Zwierzała się sosnom wysokim, na pagórki wbiegała, milkła Słońce, krzyczała, słońce zgaśnij jak moja miłość Nie świeć słońce, oczy rękoma kryła Poprzez suche gałęzie, wiatr pochylony nad nią Dotknął pasma włosów, zadrżała i rękoma odtrąciła wiatr Słońce, krzyczała, słońce zgaśnij jak moja miłość Nie świeć słońce, oczy
Wierny mój przyjacielu
Wierny mój przyjacielu, chciałam napisać do Ciebie Słowa mocno rzucone upadły, pozbierałam kalekie Wierny mój przyjacielu, chciałam zaśpiewać dla Ciebie Ale życie ukradło całą czułość, pieśni moje stały się nieme Wierności Twej niech błogosławi ten który ma prawo nas sądzić I niechaj On Ciebie zachowa od tej największej zbrodni Od zdrady niech Cię zachowa Wierności Twej
Wiesz dobrze wszystko ma swój czas
Wiesz dobrze wszystko ma swój czas Przeszłości nie dogoni nikt Spóźniłeś się na tamten pociąg Dziś nie pamiętasz kto odjechał nim Tak Ci przykro Spóźniłeś się na tamten pociąg Dziś nie pamiętasz kto odjechał nim Tak Ci przykro Wiesz dobrze wszystko ma swój czas Przyszłości nie przegoni nikt Ty ciągle czekasz na ten pociąg Chociaż
Gdy pytałam jak długo żyją mlecze
Gdy pytałam jak długo żyją mlecze Śmiejąc się mówiłeś do pierwszego deszczu Później zamieniają się w dmuchawce Razem z wiatrem odpływają w przeszłość A ja miałam swoją dobrą łąkę Ty zrywałeś na niej kolorowe słońca I mówiłeś żyj z Tobą mi dobrze I mówiłeś kochaj aż do końca Gdy pytałam jak długo żyją mlecze Śmiejąc
Wypij za moje zdrowie
Wypij za moje zdrowie, gdy w Twym życiu przepadnę Może obok inny człowiek, może tylko pies Wypij za moje zdrowie, czuć życie to jest to Dobrze wiemy oboje czas płynie wciąż Nie, proszę nie, nie mów o miłości Nie rozliczaj z pocałunków i ze słów Nauczyło mnie życie tej mądrości Nie wracaj gdy nie wierzysz
Na skale nad morzem
Na skale, nad morzem, wyczekuję Twojego okrętu Muszę czuwać, a morze słonym, sennym szumem kołysze, kołysze Na skale, nad morzem, wyczekuję Twojego okrętu Muszę czuwać, a morze słonym, sennym szumem kołysze, kołysze Obcięłam sobie powieki, stoję z nagimi jak skała oczami Które sól morza boli i sól ubezsenni, czekam aż przypłyniesz Muszę czuwać, a morze
Zatrzymaj się opowiem krótki sen (Paryski sen)
Zatrzymaj się opowiem krótki sen, Ty byłeś w nim ja byłam też Za sztalugami nasze głowy dwie, a nad pracownią cichy błękit nieba Milknie, milknie śpiew przewodnika w katakumbach I prowadzi gdzieś na skraj marzeń w rytmie rumby Wypełniony tak, malarski plan Znany pejzaż w tle, wiecznie puste prerie świata Kilku palców len, który ciało
Gdyby to niebo miało dłonie
Gdyby to niebo miało dłonie Które zabrałyby nas w błękit Gdyby na ziemi można było Schować gdzieś żale i udręki Gdyby tęsknota miała skrzydła I odfruwała z lękiem ptaka Gdyby, ach gdyby można było Z żalu już nigdy nie zapłakać Jaki wtedy byłby ten nasz świat Może lepszy może gorszy, kto to wie Czy byś
Na poduszkach moich dłoni
sł. Waldemar Chyliński, muz. Grzegorz Marchowski Ty przed deszczem w dłonie schowasz Ty mnie w słońcu ukołyszesz Tak bym była tylko Twoja Tak spokojnie, tak najciszej pocałujesz Dłoni ciepłem mnie ogrzejesz W palce swoje mnie ubierzesz Będę miała Twoje dłonie Tak ciche, tak spokojem zamyślone Na poduszkach dłoni Twoich Usta będę tulić senne Popatrz to nasza miłość
Sam nie wiesz czego chcesz
Sam nie wiesz czego chcesz Palisz wszystkie mosty Spójrz mija dzień za dniem Ten wiersz jest dla mnie za prosty W szarym świecie zagubiony Zaganiany całkiem w nim Chciałbyś zawsze tu pozostać Nie chcesz pomóc uciec mi Od tłumu ludzi na ulicy Od tych radosnych i samotnych Od plamy nieba nad głową Którą już dawno