Piosenki

A kiedy było już za późno (Dramat)

Agnieszko ludzie są dobrzy (List do Agnieszki)

Bo widzisz tu są tacy, którzy się kochają

Chcę Cię obronić (Gdy smutno)

Co mnie obchodzą małe formy grafiki

Czekałam na Ciebie na brzegiem (Cierpliwość)

Czemu się tak patrzysz na mnie

Człowiek, który o mnie nie myśli

Dziś o świcie łąka była taka piękna (Łąka)

Gdy pytałam jak długo żyją mlecze

Gdyby to niebo miało dłonie

Gościsz wichrem w moim domu

Jeszcze nie umiesz

Każdego ranka przychodzą do mnie (Kolorowe strachy)

Kiedy spakujesz już swoje życie

Kiedy was nie ma (Opowieść o przyjaźni)

Kocham Pana

Listy białe jak opłatki chleba (Biała kartka)

Maleńkie kruche żony (List maleńkiej żony)

Maleńkie moje gospodarstwo (Motyle)

Małym snem popłyniemy daleko

Mieszkaliśmy w raju (Przesłanie)

Miły mój spadł deszcz (Deszcz)

Modlitwa do Bogarodzicy

Możesz wszystko mieć

Na mojej wyspie pada deszcz

Na peryferiach jednego z miast (Bal zakochanych)

Na poduszkach moich dłoni

Na skale nad morzem

Na wysokiej górze (Dom)

Napisałam kolejny list do życia

Narysuję dla Ciebie aniołka (Pioseneczka)

Nie nam Panie, nie nam

Nie rozdzielaj

Odszedłeś jak odchodzi słońce o zachodzie

On mówi że odchodzi (Dwie krople)

Ona Ci dała coś więcej ode mnie

Pan czyni dzieła sprawiedliwe

Pan zapomniał jak mam na imię

Pani w oczach ma tę piękną radość

Piosenka o tęsknocie

Po tamtej stronie lasu

Powiedziałeś idę walczyć

Pytam was kto mi odda

Pytania

Pytała dnia dlaczego

Sam nie wiesz czego chcesz

Samotne kolacje

Śpieszmy się kochać ludzi

Śpiew do snu

Światło za oknem głosi dzień (Kartka z Wenecji)

Szumią chmury, szumią drzewa

Testament

To już nieważne, że przyrzekałeś mi miłość

To nie boli, skądże, to nie boli

Uczę się twojej nieobecności

Uśmiechnij się (Pogodna łagodna samba)

W buduarze

Wierny mój przyjacielu

Wiesz dobrze wszystko ma swój czas

Wśród innych Tyś jedyny

Wypij za moje zdrowie

Z tang największe tango śmierci (Ognisty czart)

Za oknem deszcz Panie Szopenie

Zapominam Cię (Zapomnienie)

Zaraz zacznie grać mój skrzypek czardasza (Mój skrzypek)

Zatrzymaj się opowiem krótki sen (Paryski sen)

Znów powiem Ci dobranoc (Kołysanka)

Zostawiłeś mi wspomnień wielką księgę

A kiedy było już za późno (Dramat)

A kiedy było już za późno
Ofiarowałeś ciepło rąk
Tych kilka słów i jakiś uśmiech
Jakbyś zrozumiał swój błąd

Zabrakło szansy i odwrotu
Cisza przed burzą w czas rozstania
Zostało tylko kilka pytań
I jakiś dramat do zagrania

Co było robić płakać, śmiać się
Mówić tak, a może nie
Czy ratować stare mosty
Czy do końca palić je

Dobra mina do złej gry
To na długo nie wystarczy
Ty wiedziałeś jak mi ciężko
Rzucać zawsze wszystkie karty

Bezszelestnie krok za krokiem
Przyszedł czas i chęć do buntu
Marna sztuka finał, koniec
Wielki dramat w złym gatunku

Co było robić płakać, śmiać się
Mówić tak, a może nie
Czy ratować stare mosty
Czy do końca palić je

Agnieszko ludzie są dobrzy (List do Agnieszki)

Agnieszko, ludzie są dobrzy
Ale gdybym przypadkiem
Przyszła do Ciebie we śnie
Zatrzymaj mnie

Agnieszko, oni nie są źli
Pozwalają mi jeść i spać
Czasem nawet otwierają okna
Żebym mogła wrócić

A ja w podróż Cię wezmę do takiego raju
Gdzie smak miłości dojrzewa powoli
Gdzie rana życia uśnie pod ustami
Sny się spełniają a prawda nie boli
W podróż Cię wezmę do takiego świata
Gdzie się szaleństwo spełnia do ostatka
Gdzie żal spóźniony niczego nie skreśla
A zamki mocno przetrwają na lodzie

Agnieszko, ludzie są dobrzy
Ale muszą mieć jakieś tajemnice
I to jest ich tajemnicą

Agnieszko, wiesz oni nie są źli
Ale muszą mnie czasami zabijać
Żebym wiedziała, że żyję

A ja i tak w podróż Cię wezmę do takiego kraju
Gdzie struga czasu upływa powoli
Gdzie rzeki płyną słońca płynnym złotem
Sny się spełniają, a prawda nie boli

Agnieszko, ludzie są dobrzy

Bo widzisz tu są tacy, którzy się kochają

Bo widzisz tu są tacy, którzy się kochają
I muszą się spotykać, aby się ominąć
Bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze
Piszą do siebie listy gorące i zimne

Rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty
By nie wiedzieć do końca czemu tak się stało
Rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty
By nie wiedzieć do końca czemu tak się stało

Są inni co się nawet po ciemku odnajdą
Lecz przejdą obok siebie bo nie śmią się spotkać
Tak czyści i spokojni jakby śnieg się zaczął
Byliby doskonali lecz wad im zabrakło

Bliscy boją się być blisko, żeby nie być dalej
Niektórzy umierają to znaczy już wiedzą
Miłości się nie szuka, jest albo jej nie ma
Nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek

I można nawet zabłądzić, lecz po drugiej stronie
Nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem
Można nawet zabłądzić, lecz po drugiej stronie
Nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem

Chcę Cię obronić (Gdy smutno)

sł. A.Skoczylas, A.Budzyńska

Chcę Cię obronić, chcę ustrzec Cię od zła
Gdy smutno tak zaśpiewać, by Cię rozweselić
I z ciemnej nocy wyprowadzić w jasny dzień
Tak życiem Cię zachwycić, abyś chciał je przeżyć

W podróż Cię wezmę do takiego raju
Gdzie smak miłości dojrzewa powoli
Gdzie rana życia uśmiech pod ustami
Sny się spełniają, a prawda nie boli

Chcę Cię obronić, chcę ustrzec Cię od zła
Gdy smutno tak zaśpiewać, by Cię rozweselić
I z ciemnej nocy wyprowadzić w jasny dzień
Tak życiem Cię zachwycić, abyś chciał je przeżyć

W podróż Cię wezmę, do takiego świata
Gdzie się szaleństwo spełnia do ostatka
Gdzie żal spóźniony niczego nie skreśla
A zamki mocno przetrwają na lodzie

W podróż Cię wezmę, do takiego kraju
Gdzie struga czasu upływa powoli
Gdzie rzeki płoną słońca płynnym złotem
Sny się spełniają, a prawda nie boli

Co mnie obchodzą małe formy grafiki

Co mnie obchodzą małe formy grafiki
Pochylona nad smutkiem
Zanurzam dłonie w jego chłodzie
Jest już tak źle, że boję się myśleć
I wylewam wielki żal z oczu na twarz

A ludzie siedzą i gapią się w ekran
Jakże szczęśliwi że potrafią patrzeć
Jest już tak źle, że boję się myśleć
A pani na ekranie tańczy udając szczęście
Co mnie obchodzą braki pomarańczy

Po co mnie pytasz dokąd, dlaczego
Daj odpowiedź własnemu ja
Już nie zrobię nic dobrego
Już nie wymyślę nowych barw
Widać dobry Bóg tak chciał

Co mnie obchodzą małe formy grafiki
Pochylona nad smutkiem
Zanurzam dłonie w jego chłodzie
Jest już tak źle, że boję się myśleć
I wylewam wielki żal z oczu na twarz

Czekałam na Ciebie na brzegiem (Cierpliwość)

Czekałam na Ciebie nad brzegiem wielkiej wody
Cała w koronkach białych jak zwiastowanie
Jak Ci wytłumaczyć, jak wytłumaczyć
Że czyste było moje kochanie
Jak Ci wytłumaczyć, jak wytłumaczyć
Że czyste było moje kochanie

Młode moje ciało pełne tajemnic
Całowało fale, zielone fale
Jak Ci wytłumaczyć, jak wytłumaczyć
Że wielkie było moje miłowanie
Jak Ci wytłumaczyć, jak wytłumaczyć
Że wielkie było moje miłowanie

Muszle delikatne jak chińska porcelana
Kruszyłam w dłoniach, które chciały być ptakami
Jak Ci wytłumaczyć, jak wytłumaczyć
Że mogło być tak pięknie między nami
Jak Ci wytłumaczyć, jak wytłumaczyć
Że mogło być tak pięknie między nami

Całą swą tęsknotą w morze wypływałam
Ucząc się od wody, ucząc cierpliwości
Jak Ci wytłumaczyć, jak wytłumaczyć
Nic niewarte życie bez miłości
Jak Ci wytłumaczyć, jak wytłumaczyć
Nic niewarte życie bez miłości

Czekałam na Ciebie nad brzegiem wielkiej wody
Ucząc się od niej, ucząc cierpliwości
Jak Ci wytłumaczyć, jak wytłumaczyć
Że wciąż umieram z tej miłości
Jak Ci wytłumaczyć, jak wytłumaczyć
Że wciąż umieram z tej miłości

Czemu się tak patrzysz na mnie

Czemu się tak patrzysz na mnie, od łez oczy wyschnięte bolą
Czy w błazeńskiej moje sztuce zamieniłam się z tragikiem rolą, nie pamiętam
Czy Cię może uraziłam słów potokiem cierpkim smutną miną
Lepiej by Ci było wtedy odejść prędko i daleko, minąć, minąć

Teraz strasznie patrzysz na mnie ciemno jak się w pustą patrzy bramę
Nie patrz na mnie tak okrutnie, bo odwrócę Cię aż ujrzysz ścianę, martwą ścianę
Czy Cię może uraziłam słów potokiem cierpkim smutną miną
Lepiej by Ci było wtedy odejść prędko i daleko, minąć, minąć

Czemu się tak patrzysz na mnie

Człowiek, który o mnie nie myśli

Człowiek, który o mnie nie myśli
Ma takie duże, duże oczy
Czarne buty zmęczone i stare
Czarny szal smutnie długi

Patrzy łagodnie wielką łagodnością
Mówi, że chciał być filozofem
I długie rzęsy opuszcza powoli
Kiedy się śmieję i kpię z niego trochę

Zawsze wygląda jakby nagle
Spadł z jabłonki zamiast jabłka
I przestraszoną zachłysnął się chwilą
Która z nim razem na ziemię spadła

Cienkie paluszki chowa w kieszenie
Wysłużonej zbyt dużej marynarki
Zamyka serce odchodzi w siebie
Nie myśli o mnie, muzyką się bawi

Kiedy rozmawia z moimi słowami
Kiedy udaje, że patrzy i słucha
Wiem, kiedyś pomyśli o mnie
Szybko odejdzie, bym mu tych myśli
Nie zdążyła ukraść

Człowiek, który o mnie nie myśli
Ma takie duże, duże oczy
Patrzy łagodnie wielką łagodnością
Mówi, że chciał być filozofem

Dziś o świcie łąka była taka piękna (Łąka)

Dziś o świcie łąka była taka piękna
Płakała była pełna rosy
Jej suknia z rumianków była pomięta
Wiatr czochrał jej trawiaste włosy

Poprosiłam ją o bukiet z rumianków
Z tych zapłakanych
Powiedziałam łące, że to dla Ciebie
Dla Ciebie mój kochany

Weź ten bukiet od łąki, łąki zapłakanej
Weź go i ode mnie
Niech rumianki te dzikie i zapłakane
Budzą w Tobie zawsze wspomnienie

Już czas, czas powrócić do domu
Już czas zapomnieć o rumiankach
Już czas, czas odrzucić marzenia
To wszystko to tylko bajka

Weź ten bukiet od łąki…

Gdy pytałam jak długo żyją mlecze

Gdy pytałam jak długo żyją mlecze
Śmiejąc się mówiłeś do pierwszego deszczu
Później zamieniają się w dmuchawce
Razem z wiatrem odpływają w przeszłość

A ja miałam swoją dobrą łąkę
Ty zrywałeś na niej kolorowe słońca
I mówiłeś żyj z Tobą mi dobrze
I mówiłeś kochaj aż do końca

Gdy pytałam jak długo żyją mlecze
Śmiejąc się mówiłeś do pierwszego deszczu
Później zamieniają się w dmuchawce
I razem z czasem odpływają w przeszłość

Kto odwiedzi dzisiaj moją łąkę
Kto mi powie człowiek znaczy dobroć
Kto poprosi żyj z Tobą mi dobrze
Kto nauczy wierzyć wszystkim słowom

Gdy zapytam jak długo żyją mlecze
Kto odgadnie, że do pierwszego deszczu
Później zamieniają się w dmuchawce, mówiłeś
Razem z nami odpływają w przeszłość

Gdy pytałam jak długo żyją mlecze
Śmiejąc się mówiłeś

Gdyby to niebo miało dłonie

Gdyby to niebo miało dłonie
Które zabrałyby nas w błękit
Gdyby na ziemi można było
Schować gdzieś żale i udręki

Gdyby tęsknota miała skrzydła
I odfruwała z lękiem ptaka
Gdyby, ach gdyby można było
Z żalu już nigdy nie zapłakać

Jaki wtedy byłby ten nasz świat
Może lepszy może gorszy, kto to wie
Czy byś kochał, kochał mocno tak
Czy by coś zmieniło się

Czy by było więcej uśmiechniętych ust
Więcej szczęścia dla samotnych serc
Czy byś nie bał się, że w tłumie ludzkich słów
Zgubisz własne tak, zgubisz własne nie

Gdybyś uwierzył, że na ziemi
Istnieje szczęście takie wielkie
Że można wierzyć, można kochać
Że będzie ktoś, kto tego zechce

Gdybyś uwierzył, że ty możesz
Możesz dać komuś gwiazdkę z nieba
A razem z gwiazdką podarować
Szczęście którego mu potrzeba

Jaki wtedy byłby ten nasz świat

Gościsz wichrem w moim domu

Gościsz wichrem w moim domu
I nie mówisz prawie nic
Czas wciąż liczysz po kryjomu
Jakby brakowało chwil

Nutki rzucasz nutki plączesz
Troszkę śpiewasz, troszkę śnisz
No i czasem spojrzysz na mnie
Zielonością oczu swych

W nich się topię, w nich zostaję
W nich rozpływam się jak mgła
Czy to jeszcze jestem ja
Czy to jestem ja, czy to ja

Raptem chowasz swą zieloność
W cieniu włosów w cieniu rzęs
Czyż naprawdę chcesz mnie zgubić
Chcesz utopić w morzu łez

Chcę z nich wyjść, chcę wypłynąć
Chcę znów scalić się jak mgła
Czy to jednak będę ja
Czy to jeszcze ja
Czy to ja

Jeszcze nie umiesz

sł. ks. Jan Twardowski

Ręce na krzyżu słabe
Nogi dawno omdlałe
Serce zwyczajne jak serce

Chodzę dookoła nie wiem
Śpiewu dotykam w śpiewie
Uczy mnie niska stokrotka
Jeszcze nie umiesz tak kochać
By się bez siebie spotkać

Uklęknę w krzyż Twój zastukam
Otworzę oczy by słuchać
Przynoszę Ci moją ranę
Jakże mieć miłość całą
Jeśli tu życie niecałe

Każdego ranka przychodzą do mnie (Kolorowe strachy)

Każdego ranka przychodzą do mnie
Ogromne kolorowe strachy
I śmieją się śmiechem drzwi skrzypiących
Że ciebie nie ma, że ty nie masz czasu

I tylko mi nie mów, że wiosna przyszła za wcześnie
I tylko mi nie mów, że dłonie były zbyt śmiałe
I tylko mi nie mów, że usta były gorące
I tylko mi nie mów, że ty nie tak, nie tak, nie tak chciałeś

Ludzie sobie wędrowali szerokimi ulicami
A Ty stałeś, stałeś, stałeś
Twój dzień, zgubił dobry ton

Słowa się rozdarły w ustach
Nie zdążyłeś nic powiedzieć
Dookoła była pustka
Twój dzień, zgubił dobry ton

A ja ciągle czekam patrzę na drzwi
Chcę oddać uśmiech, a tu nie ma komu
Ręce zmęczone robią wszystko i nic
Jak wytłumaczysz pustkę w moim domu

Kiedy spakujesz już swoje życie

Kiedy spakujesz już swoje życie
I wyruszysz w drogę
Zamiast wszystkiego, co powinnam Ci dać
Dam Ci tylko słowo

Kochaj, kochaj, kochaj, kochaj
Nie dał Ci Bóg prawa abyś sądził
Kochaj, kochaj

Kiedy zrozumiesz już wszystkie mądrości
Wszystkie głupoty zrozumiesz
I będziesz wiedział, jak można umrzeć
Tylko z życiem będzie trudniej

Kochaj, kochaj, kochaj, kochaj
Gdy trzeba będzie, kamienie wołać będą
Kochaj, kochaj

Nie musisz stale grzebać w śmietniku
Patrzeć przez brudną szybę
Wystarczy tylko okruch twej wiary
I wszystko jest możliwe

Kochaj, kochaj, kochaj, kochaj
Nie dał Ci Bóg prawa abyś sądził
Gdy trzeba będzie, kamienie wołać będą
Kochaj, kochaj

Kiedy was nie ma (Opowieść o przyjaźni)

Kiedy Was nie ma to jakby nagle
Zabrakło w moim życiu muzyki
Kiedy Was nie ma to czas mnie straszy
Że przeminę, że będę chwilą
Kiedy Was nie ma to jakby niebo
Miało się rozstać na zawsze ze słońcem
Kiedy Was nie ma dosyć mam wszystkiego
I pragnę stąd daleko odejść

Moi przyjaciele, moi przyjaciele
Moi przyjaciele bądźcie zawsze ze mną
Moi przyjaciele, moi przyjaciele
Z Wami wiem, że wszystko mogę
Że wystarczy tylko chcieć

Jak mam wyśpiewać, jak mam dziękować
Jak wytłumaczyć, że bez Was mnie nie ma
Przytulam do Was moją miłość
I wdzięczność moją w modlitwę zamieniam
Milion aniołków narysuję i wszystkie razem postrącam z nieba
Dom na górze wybuduję i zagram clowna kiedy trzeba

Moi przyjaciele, moi przyjaciele
Moi przyjaciele bądźcie zawsze ze mną
Moi przyjaciele, moi przyjaciele
Z Wami wiem, że wszystko mogę
Że wystarczy tylko chcieć

Kocham Pana

Kocham Pana, czemu Pan patrzy
Wzrokiem pijanym od niedowierzania
I oczy jakoś dziwnie Panu błyszczą
Pewnie Pan myśli, że znów zaczęłam kłamać

Dłonie zgubiły się na stole
Papieros sam musi się wypalać
A Pan wciąż patrzy na martwą ścianę
Jakby Pan życie w niej odnalazł

I jeszcze tylko raz bym chciała uścisnąć Pańską dłoń
Pójść z Panem na długi spacer
I jeszcze tylko raz bym chciała powiedzieć Panu to
Na co zabrakło mi czasu

Pan się uśmiecha, lubię ten uśmiech
Tak bardzo szczery, zdziwienia pełny
Niech Pan uwierzy, ja ciągle myślę
O tej miłości, o zimie i bieli

I jeszcze tylko raz bym chciała
Uścisnąć Pańską dłoń
Pójść z Panem na długi spacer
I jeszcze tylko raz bym chciała powiedzieć Panu to
Na co zabrakło mi czasu

I jeszcze tylko raz bym chciała usłyszeć jak Pan
Jak Pan woła moje imię
I chciałabym, aby jeszcze odnalazł mnie Pan
Na śniegu w którąś mroźną zimę

Listy białe jak opłatki chleba (Biała kartka)

Listy białe jak opłatki chleba
Płyną, płyną ze świata
Ciepło ciała i Twój uśmiech
Wszystko zapisane

Gdy nie mogę, nie mogę uciec od siebie
To wysyłam białą kartkę ze swoim imieniem

Barwne słowa zasuszone w kwiatach
Serca lata
Zaklejone, podpisane
Z tamtej strony świata

Gdy nie mogę, nie mogę uciec od siebie
To wysyłam białą kartkę ze swoim imieniem

Wierne słowa, trwałe słowa
Na zawsze pisane
Czasem bolą, czasem leczą
Jak zielony atrament

Gdy nie mogę, nie mogę uciec od siebie
To wysyłam białą kartkę ze swoim imieniem

 

 

 

Maleńkie kruche żony (List maleńkiej żony)

Maleńkie kruche żony
Kochają i rodzą jak ptaki
Maleńkie kruche żony

Maleńkie kruche żony
Kochają i rodzą jak ptaki
Maleńkie kruche żony
Sny mają cieple i złote jak słońce
Lubią w nich grzać swoje zawsze chłodne stopy

Maleńkie kruche żony
Kochają i rodzą jak ptaki
Maleńkie kruche żony

Maleńkie kruche żony
Kochają i rodzą jak ptaki
Maleńkie kruche żony

Zawsze pachną mlekiem i poranną łąką
Na której piszą listy do Pana Boga
Drogi Panie Boże
Wszystko przede mną zakryj
Tylko serce mężczyzny mojego otwórz
Otwórz we mnie oknem

Maleńkie moje gospodarstwo (Motyle)

Maleńkie moje gospodarstwo, to tak nie wiele
Maleńkie moje gospodarstwo, drodzy przyjaciele
Gorący ogień tutaj płonie, szampan się chłodzi
W ten czas oczekiwania i ktoś nadchodzi

To może przetrwać jedną chwilę, a przecież mimo to
Żyć warto jak motyle, motyle wolne są

Są takie noce nieprzespane, ranki samotne
Nie czuję ciepła Twoich dłoni, lecz nie odchodzisz
To może przetrwać jedną chwilkę, a przecież mimo to
Żyć warto jak motyle, motyle wolne są

To może przetrwać jedną chwilę, a przecież mimo to
Żyć warto jak motyle, motyle wolne są

Małym snem popłyniemy daleko

Małym snem popłyniemy daleko
W wielką wodę kolejnych dni
Jednak zawsze będzie w nich ciepło
Tej przyjaźni, bez której nie umiemy już żyć

Noce wierne przyjaciółki
W zamian za me tajemnice
Dobrym wiatrem nas przygarną
I w opiekę wezmą sen, życie

A my snem popłyniemy daleko
W wielką wodę kolejnych dni
Jednak zawsze będzie w nich ciepło
Tej przyjaźni, bez której nie umiemy już żyć

Nie potrafię już zapomnieć
I dziękować nie wiem jak
Małe dźwięczne moje serce
W śnie zostawiam, niech tu gra
Niech śpiewa

Małym snem popłyniemy daleko
W wielką wodę kolejnych dni
Jednak zawsze będzie w nich ciepło
Tej przyjaźni, bez której nie umiemy już żyć

Wielki smutek duszy mojej
Kiedy przyjdzie nam się żegnać
Napnie białe żagle tęsknot
Powrócimy tu na pewno

I znów snem popłyniemy daleko
W wielką wodę kolejnych dni
Jednak zawsze będzie w nich ciepło
Tej przyjaźni, bez której nie umiemy już żyć

Mieszkaliśmy w raju (Przesłanie)

sł. A.Przybylska, A.Budzyńska

Mieszkaliśmy w raju
Raj był wyhaftowany na długim płaszczu Boga
Kiedy Bóg zasypiał skłaniając głowę
Jego broda zasłaniała nam światło
Nastawała noc
W nocy mówiłam Ci to
Czego nauczył mnie Anioł

Pójdę gdzie Ty pójdziesz
Twój dom będzie moim domem
Twoi krewni będą moimi krewnymi
Twój Bóg będzie moim Bogiem
Gdzie Ty umrzesz tam i ja umrę
I tam będę pogrzebana

Ale kiedy byłam głodna
Nie nakarmiłeś mnie
Kiedy byłam spragniona
Nie dałeś mi pić
Więc sama zerwałam jabłko
Z pleców Boga
I mówiłam Ci to
Czego nauczył mnie inny Anioł

Pójdę gdzie Cię nie będzie
Twój dom będzie Twoim domem
Twoi krewni będą moimi wrogami
Twój Bóg będzie Twoim Bogiem
Gdzie Ty umrzesz tam ja zmartwychwstanę
I tam Ciebie pogrzebię

Napisali w księdze
Że miłość cierpliwa jest
Wszystkiemu wierzy
Wszystkiego się spodziewa
Wszystko rozumie
Wszystko wytrwa
Miłość nigdy nie ustaje

Pójdę gdzie Ty pójdziesz
Twój dom będzie moim domem
Twoi krewni będą moimi krewnymi
Twój Bóg będzie moim Bogiem
Gdzie Ty miły mój

Choćbyś mówił językami ludzi i Aniołów
A miłości byś nie miał niczym jesteś

Miły mój spadł deszcz (Deszcz)

Miły mój, spadł deszcz
Miły mój, czujesz jak jest
Zieleni tyle, że można nią malować wiersz
Miły mój, w deszczu tym ja
Moknę w nim, jak cały świat
Jeżeli mokniesz Ty, to dobrze jest
Łączy nas deszcz

Gdyby wtedy Twoje dłonie
Zatrzymały moje dłonie
Nie musiałabym w deszczu stać
Gdyby wtedy Twoje dłonie
Zatrzymały moje dłonie
To nie musiałbyś czujnie spać

Miły mój, spadł deszcz
Miły mój, tak pięknie jest
Zieleni tyle, że będę nią malować wiersz
Miły mój, w deszczu tym ja
Za mną Twój spóźniony żal
Jeżeli mokniesz Ty, to dobrze jest
Przebacza deszcz

Gdyby wtedy tamte dłonie
Zatrzymały Twoje dłonie
To nie musiałbyś czujnie spać
Gdyby wtedy Twoje dłonie
Zatrzymały tamte dłonie
To nie musiałbyś w deszczu stać

Miły mój, spadł deszcz
Miły mój, tak pięknie jest
Zieleni tyle, że będę nią malować wiersz
Miły mój, spadł deszcz

Modlitwa do Bogarodzicy

sł. K.K.Baczyński

Któraś wiodła jak bór pomruków
Ducha ziemi tej skutego w zbroi szereg
Prowadź nocne drogi jego wnuków
Byśmy milcząc umieli umierać

Któraś była muzyki deszczem
A przejrzysta jak świt i płomień
Daj nam usta jak obłoki niebieskie
Które czyste pod toczącym się gromem

Która ziemi się uczyłaś przy Bogu
W której ziemia jak niebo się stała
Daj nam z ognia twego pas i ostrogi
Ale włóż je na człowiecze ciała

Któraś serce jak morze rozdarła
W synu ziemi i synu nieba
O, naucz matki nasze
Jak cierpieć trzeba

Która jesteś jak nad czarnym lasem
Blask pogody słonecznej kościół
Nagnij pochmurną broń naszą
Gdy zaczniemy walczyć miłością

Możesz wszystko mieć

Możesz wszystko mieć, jeśli tylko tego chcesz
Mogę Ci wszystko dać, tylko naucz się brać

Jest taka siła, która wszystko może
Jest taka siła, która wszystko może
Przenosi góry, leczy słowem ciała i serca rany
Jest taka siła, która wszystko może
Jest taka siła, która wszystko może
Przenosi góry, leczy słowem ciała i serca ogień
Ciała i serca ogień

Możesz wszystko mieć, mówią potężna jak śmierć
Może Ci wszystko dać, tylko zechciej brać

Jest taka siła, która wszystko może
Jest taka siła, która wszystko może
Przenosi góry, leczy słowem ciała i serca rany
Jest taka siła, która wszystko może
Jest taka siła, która wszystko może
Przenosi góry, leczy słowem ciała i serca ogień
Ciała i serca ogień

Mówią potężna jak śmierć, mówią potężna jak śmierć
To taka siła, która wszystko może
To taka siła, która wszystko może
Przenosi góry, leczy słowem ciała i serca rany
Ciała i serca rany
Ciała i serca rany

Na mojej wyspie pada deszcz

Na mojej wyspie pada deszcz
Nie przychodź tu, bo zmokniesz
I nie pomoże Ci parasol, wierz mi
Wszystko tu mokre, pada słony deszcz

I nie ukryję Cię w mym domu
Odkąd odeszłam nie ma go
I tylko czasem, po kryjomu
Goście wspominają ten dom

I nie ukryję Cię w mym sercu
Rozbiło się w tamtą noc
Do dzisiaj sklejam w jedną całość
Ten dziwny dzwon

Na mojej wyspie pada deszcz
Nie przychodź tu, bo zmokniesz
I nie pomoże Ci parasol, wierz mi
Wszystko tu mokre, pada słony deszcz

Codziennie moja wyspa śpiewa
Aby przed deszczem ostrzec cię
Uważaj miły gdy przypłyniesz
Na mojej wyspie pada deszcz

Co dzień wypływam na ocean
By w wodzie topić deszcz
I z każdym dniem bardziej słony
Ocean staje się

Na peryferiach jednego z miast (Bal zakochanych)

Na peryferiach jednego z miast
Dom stoi, mgłą zasnuty
W domu tym mieszka kilka par
Raz w roku wyjmują nuty
Podobny świat do lamp
I Pani M. do Pana
I tańczy z inną ten
Para świetnie dobrana

Dziś zaproszenia dla wszystkich ślą
Otrzymasz w piątek, w środę, za rok
Spod palców Klary popłynie walc
Bal znów się zacznie
Dom błyśnie światłem, barwami ścian
Dziadunio winem wypełni szkła
I tak co roku, bez żadnych zmian
Bal zakochanych

Szuka ramienia, znajduje skroń
Jak śnieg za oknem białą
I w złotą próżnię wyciąga dłoń
Tak jak inne oszroniałą
A tam, gdzie muzyki brak
I cicho niczym w niebie
Ktoś jednak słyszy głos
Odchodzi, dokąd – nie wie

I znów zaproszenia dla wszystkich ślą
Otrzymasz w piątek, może za rok
Spod palców Klary popłynie walc
Bal znów się zacznie
Dom błyśnie światłem, barwami ścian
Dziadunio winem wypełni szkła
I tak co roku, bez żadnych zmian
Bal zakochanych

A kto kojarzyć w natchnieniu chce
Dalekie z tym najdalszym
Do niszy zwierzeń udaje się
Po spojrzenie nieco głębsze
A potem anioł stróż podpowie trudne słowa
Żegnaj, niech pamięć nas zachowa

Bal umęczonych, powiedzmy wprost
Nie z gwiezdnych pyłów, lecz z ziemskich trosk
I pełne zgryzot okruchy szkła
Ciemność i taniec
Za głowę chwyta, przeklina świat
I lampy tłucze, nie chce już rad
Choć zakochanych, bal męki wciąż
Ciemność i taniec

Bal umęczonych, powiedzmy wprost
Nie z gwiezdnych pyłów, lecz z ziemskich trosk
I pełne zgryzot okruchy szkła
Ciemność i taniec
Za głowę chwyta, przeklina świat
A niech tam, niech, nie chce już rad
Choć zakochanych, bal męki wciąż
Ciemność i taniec

Na peryferiach jednego z miast
Dom stoi, mgłą zasnuty

Na poduszkach moich dłoni

sł. Waldemar Chyliński, muz. Grzegorz Marchowski

Ty przed deszczem w dłonie schowasz
Ty mnie w słońcu ukołyszesz
Tak bym była tylko Twoja
Tak spokojnie, tak najciszej pocałujesz

Dłoni ciepłem mnie ogrzejesz
W palce swoje mnie ubierzesz
Będę miała Twoje dłonie
Tak ciche, tak spokojem zamyślone

Na poduszkach dłoni Twoich
Usta będę tulić senne
Popatrz to nasza miłość
Tak ciepło, tak wiosennie malowana

Na skale nad morzem

Na skale, nad morzem, wyczekuję Twojego okrętu
Muszę czuwać, a morze słonym, sennym szumem kołysze, kołysze
Na skale, nad morzem, wyczekuję Twojego okrętu
Muszę czuwać, a morze słonym, sennym szumem kołysze, kołysze

Obcięłam sobie powieki, stoję z nagimi jak skała oczami
Które sól morza boli i sól ubezsenni, czekam aż przypłyniesz
Muszę czuwać, a morze słonym, sennym szumem kołysze, kołysze

Czekam aż przypłyniesz ucałujesz moje odarte oczy
Przykryjesz ustami zamiast powiek
Muszę czuwać, a morze słonym, sennym szumem kołysze, kołysze

A rzęsy posiałam, powieki zakopałam
Wyrósł krzak herbaty na skale nad morzem
Muszę czuwać, a morze słonym, sennym szumem kołysze, kołysze

Krzak herbaty na skale nad morzem

Na wysokiej górze (Dom)

Na wysokiej górze zbudujemy dom
Aby wszyscy ludzie odwiedzali go
Posadzimy lipy czarnoleski świat
Będzie nam w nich śpiewał wolny ptak

To będzie nasz spokojny świat
Przy stole miejsce dla przyjaciół tych sprzed lat
Nikt nam nie będzie dyktował zbędnych praw
Żyć się da

To będzie nasz wolny świat
Przy stole miejsce dla przyjaciół tych sprzed lat
Nikt nam nie będzie dyktował zbędnych praw
Żyć się da

Posadzimy kwiaty, wprost z wierszy Tuwima
Nikt ich nie podepcze, nikt ich nie pozrywa
Wszystkim będzie można, krzyczeć, śpiewać, mówić
Tu wreszcie poczujesz, że jesteś wśród ludzi

To będzie nasz wolny świat
Przy stole miejsce dla przyjaciół tych sprzed lat
Nikt nam nie będzie dyktował zbędnych praw
Żyć się da

To będzie nasz spokojny świat
Przy stole miejsce dla przyjaciół tych sprzed lat
Nikt nam nie będzie dyktował zbędnych praw
Żyć się da

Napisałam kolejny list do życia

Napisałam kolejny list do życia
Zamiast jemu wysłałam go Tobie
Ach przepraszam, że taki był smutny
Nie wiedziałam, że przykrość Ci sprawi

Chciałam tylko Twój sad ocalić od jesieni
Oczy moje od smutku
Nie myśleć, że może się coś zmienić
Że inna powitam Cię jutro

Dłonie chłodne ogrzać
Wspomnieniem ciepła Twego ciała
I pamiętać, zawsze pamiętać
Że wiersz od poety dostałam

Może właśnie na Ciebie czekałam cale życie?
Urodziłam się, rosłam
Miałam lalki, które kochałam
Potem mężczyzn, którzy nie kochali

Może właśnie na Ciebie czekałam całe życie?
Nie wiem
Dziś chcę tylko Twój sad ocalić od jesieni
Oczy moje od smutku
Nie pamiętać, że może się coś zmienić
Że inna powitam Cię jutro

Dłonie chłodne ogrzać
Wspomnieniem ciepła Twego ciała
I pamiętać, zawsze pamiętać
Że wiersz od Ciebie dostałam

Napisałam kolejny list do życia
Zamiast jemu wysłałam go Tobie
Ach przepraszam, że taki był smutny
Nie wiedziałam, że dziś tak nie mogę

Chciałam tylko Twój sad ocalić od jesieni
Oczy moje od smutku
Nie myśleć, że może się coś zmienić
Że inna powitam Cię jutro

Dłonie chłodne ogrzać
Wspomnieniem ciepła Twego ciała
I pamiętać, zawsze pamiętać
Że wiersz od poety dostałam

Może właśnie na Ciebie czekałam cale życie?
Nie wiem

Narysuję dla Ciebie aniołka (Pioseneczka)

Narysuję dla Ciebie aniołka
Choć nie mnie prosisz o to w swych wierszach
Nie mnie
I usiądę przy Twoim stole
Choć nie dla mnie było to miejsce
Nie dla mnie
Będę biegać po Twoich sadach
Zrywać wszystkie jabłka czerwone
Choć nie ja miałam je rwać

I wyśpiewam dla Ciebie cały świat
Wyśpiewam dla Ciebie Twoje wiersze
I miłość wyśpiewam – najpiękniejszy dar
I uśmiech wyśpiewam dla Ciebie

Strącę z nieba na ziemię aniołka
Aby zaniósł do Ciebie mój uśmiech
Choć nie ja miałam się śmiać
Na przystanku pod Twoją jabłonią
Będę czekać na Ciebie codziennie
Choć nie ja miałam tam stać
Wszystkie jabłka, wszystkie czerwone
Porozdaję Twym przyjaciołom
Choć nie ja miałam przyjaźń dać

I wyśpiewam dla Ciebie cały świat
Wyśpiewam dla Ciebie Twoje wiersze
I miłość wyśpiewam – najpiękniejszy dar
I uśmiech wyśpiewam dla Ciebie

Narysuję dla Ciebie aniołka
Choć nie mnie prosisz o to w swych wierszach
Nie mnie
Będę patrzeć w Twoje oczy
Choć nie ja miałam siłę z nich czerpać
Nie ja
Będę tulić do Twoich dłoni
Mą dziecinną buzię pyzatą
Choć nie ja miałam czułość dać

Narysuję dla ciebie aniołka!
Narysuję dla ciebie aniołka!
Narysuję dla ciebie aniołka!

Nie nam Panie, nie nam

W tekście wykorzystano fragmenty Psalmu 115

Nie nam Panie, nie nam
Ale imieniu Twemu chwałę daj
Nie nam Panie, nie nam
Ale imieniu Twemu chwałę daj

Nasz Pan jest w niebie
Czyni wszystko co zechce
Niebo jest niebem Boga
Synom ludzkim dał ziemię

Nie nam Panie, nie nam
Ale imieniu Twemu chwałę daj

Dom Izraela pokłada ufność w Panu
Pan Jego pomocą
Pan jest Jego tarczą

Nie nam Panie, nie nam
Ale imieniu Twemu chwałę daj

Pan o nas pamięta
Pan będzie błogosławił
Zarówno małym jak i wielkim
Pan jest pomocą Pan jest tarczą

Nie nam Panie, nie nam
Ale imieniu Twemu chwałę daj

Nie rozdzielaj

sł. ks. Jan Twardowski

Miłość i samotność
Wzięły się pod ręce jak siostry
Idą noga w nogę
Nie rozdzielaj ich
Nie szarp, łapy przy sobie

Miłość bez samotności byłaby nieprawdą
Samotność bez miłości rozpaczą

Stała Matka pod krzyżem
Jak pod srebrnym obrazem
Nie minęły trafiły
Do niej też przyszły razem
Miłość i samotność

Chodzi księżyc jak morał
Albo osioł po niebie
Jeśli były gdzie indziej
To i przyjdą do Ciebie
Miłość i samotność

Odszedłeś jak odchodzi słońce o zachodzie

Odszedłeś jak odchodzi, słońce o zachodzie
Odszedłeś lecz nie tak jak ktoś kto odchodzi co dzień
Odszedłeś i nie wrócisz, zostało puste miejsce
Odszedłeś i nie wrócisz a ja proszę jeszcze

Wspomnij mnie choć raz, wspomnij mnie ja proszę
Bo przecież przez ten czas, coś łączyło nas
I były przecież słowa i była przyjaźń w nas
Więc proszę gdzieś to schowaj, by mogło przetrwać czas

Odszedłeś nie dlatego, byś inną wolał dziś
Odszedłeś tak zwyczajnie, minęły nasze dni
Odszedłeś i nie wrócisz, zostało puste miejsce,
Odszedłeś i nie wrócisz, a ja proszę jeszcze

Wspomnij mnie choć raz, wspomnij mnie ja proszę
Bo przecież przez ten czas, coś łączyło nas
I były przecież słowa i była przyjaźń w nas
Więc proszę gdzieś to schowaj, by mogło przetrwać czas

Odszedłeś jak odchodzi, słońce o zachodzie
Odszedłeś lecz nie tak jak ktoś kto odchodzi co dzień
Odszedłeś i nie wrócisz, zostało puste miejsce
Odszedłeś a ja czekam, czekam tu na Ciebie jeszcze

On mówi że odchodzi (Dwie krople)

On mówi, że odchodzi i zamyka drzwi
Ona cichutko siada, pali liczy dzieci, lata, sny
On mówi, że kocha, kocha, ale czuje musi iść
Ona, ona więcej pali, wierzy, nie wierzy, myśli, świt

Wybacz Jej, wybacz, że się nie modli
Wybacz, że słowa gorzkie, kalekie
Wybacz Jej, wybacz, że Cię nie wzywa
Ale jest Twoim człowiekiem

Wybacz Jej, wybacz, że się nie modli
Wybacz, że słowa gorzkie, kalekie
Wybacz Jej, wybacz, że Cię nie wzywa
Ale jest Twoim człowiekiem

On nocą jeszcze pragnie, kobietą, kobietą ma mu być
Ona, czuje nie jest tylko ciałem
Pamięta, pamięta, pamięta poranne łzy
Pamięta, pamięta, pamięta

Wybacz Jej, wybacz, że się nie modli
Wybacz, że słowa gorzkie, kalekie
Wybacz Jej, wybacz, że Cię nie wzywa
Ale jest Twoim człowiekiem

Wybacz Jej, wybacz, że się nie modli
Wybacz Jej

Wybacz Jej, wybacz, że się nie modli
Wybacz Jej

Ona Ci dała coś więcej ode mnie

Ona Ci dała coś więcej ode mnie
Coś czego nie mogłam Ci dać
Więc dalej przez życie już pójdziesz beze mnie
Widocznie musiało być tak

Dookoła ludzie, to przecież tak mało
Szczęście i nieszczęście przechodzące obok
I nagle ktoś krzyknął patrząc prosto w oczy
Takie strasznie proste słowo żegnaj

Bo ona Ci dała coś więcej ode mnie
Coś czego nie mogłam Ci dać
Więc dalej przez życie już pójdziesz beze mnie
Widocznie musiało być tak

Dookoła ludzie, nic się nie zmieniło
Tylko tak strasznie, strasznie było smutno
I tylko przez chwilę zatrzymane życie
Bało się powrócić w nadchodzące, samotne jutro

Bo ona Ci dała coś więcej ode mnie
Coś czego nie mogłam Ci dać
Więc dalej przez życie już pójdziesz beze mnie
Widocznie musiało być tak

Pan czyni dzieła sprawiedliwe

W tekście wykorzystano fragmenty Psalmu 103

Pan czyni dzieła sprawiedliwe
Bierze w opiekę uciśnionych
Drogi swoje objawił Mojżeszowi
Dzieła swoje synom Izraela

Bo miłosierny jest Pan i łaskawy
Nieskory do gniewu i łagodny
Nie wiedzie sporu do końca
Nie płonie gniewem na wieki

Dni człowieka są jak trwa
Kwitnie jak na polu
Ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma
Miejsce gdzie był już go nie poznaje

A miłosierny jest Pan i łaskawy
Nieskory do gniewu i łagodny
Nie wiedzie sporu do końca
Nie płonie gniewem na wieki

Dni człowieka są jak trawa

Pan zapomniał jak mam na imię

Pan zapomniał jak mam na imię
To było prawie śmieszne
Pan żałuje, Pan przeprasza
Pan nie wierzy – a ja jestem
Cóż poradzić przypomniałam się niepotrzebnie
A w słuchawce automatu
Pana głos się ciągle żali
Przerywany czasem śmiechem
Pan się chyba świetnie bawi
Cóż poradzić przypomniałam się niepotrzebnie

Zimny metal w dłoni i pana miły głos
Pan umówił się z kimś ważnym
Co za los, co za los, co za los

Pan mnie prosi by nie płakać
By nie mówić z takim żalem
Bo Pan nie wie co Pan ma robić
Co Pan ma robić dalej

A ja…
Czas czekania przesypałam już
W klepsydrze cierpliwości
Tak mi przykro, muszę kończyć
Pan sili się na czułości
Bez potrzeby sama trafię na przystanek

Los wykiwał mnie bezbłędnie
Po raz n-ty do kwadratu
Jak mi przykro, jak mi smutno
Chciałam wierzyć całemu światu
Pan coś mówił, bez potrzeby
Wiem co zrobię

Pani w oczach ma tę piękną radość

Pani w oczach ma tę piękną radość*
Gdy całuje Pani swego chłopca
I leciutko muska go spojrzeniem
Chcąc odnaleźć spokój w dwóch jeziorach
Pani w oczach ma ten dziwny smutek
Tylko chwilkę trwa to zapatrzenie
Jakby za kimś ktoś kiedyś odszedł
I powraca dziś tylko wspomnieniem

A przecież to dla Pani grają walca
Pani uśmiecha się do kwiatów i do ludzi
Przytula dziwnych gości do serca
Napełnia wiarą kruche marzenia
A przecież to dla Pani grają walca
Pani uśmiecha się do kwiatów i do ludzi
Przytula dziwnych gości do serca
I błądzi z nimi po ich marzeniach

Nie zapytam Pani o życie
Dobrze wiem odpowiedzią uśmiech
Nie zapytam Pani o szczęście
Przecież są ci kochani ludzie
Nie zapytam Pani o miłość
Boję się obudzić to spojrzenie

Myślałam o szczęściu, które się nie obroni
Czyjeś ciało i ziemię całą
Zostanie tylko fotografia
To jest bardzo mało

Pani w oczach ma ten dziwny smutek
Tylko chwilkę trwa to zapatrzenie
Jakby za kimś ktoś kiedyś odszedł
I powraca już tylko wspomnieniem

A przecież to dla Pani grają walca
To dla Pani grają

*Już lustra dźwięk walca powoli obraca
I świecznik kołując odpływa w głąb sal
I patrz sto świeczników we mgłach się zatacza
Sto luster odbija snujący się bal
I perły różowe jak płatki jabłoni
I skry słoneczniki chwiejących się trąb
Rozpięte szeroko jak w grze agonii
Szkło ramion, czerń ramion, biel ramion i rąk
Naprawdę po Ciebie nie sięga dłoń żadna
Przed lustrem na palcach kołysząc się stań

Za oknem jutrzenka i gwiazda poranna
I dzwonią wesoło dzwoneczki u sań
Zapomnij, zapomnij
Nic nie ma prócz jasnej tej sali
I walca i kwiatów i świateł
Świeczników sto w lustrach kołysząc się pali
I oczy i usta i wrzawa i śmiech

Naprawdę po Ciebie nie sięga dłoń żadna
Za oknem jutrzenka i gwiazda poranna
I dzwonią wesoło dzwoneczki u sań
Zapomnij, zapomnij

*Prawdopodobnie podczas przegrywania „połączyły” się dwie różne piosenki. Prośba o kontakt od osób, które mogą pomóc rozwiać te wątpliwości. DN

Piosenka o tęsknocie

sł. Sławomir M. Wolski (wersja autoryzowana)

Nie mów w dzień, że wciąż mnie kochasz,
w słońcu słowa tracą blask,
gdy na szyby noc się kładzie,
wtedy na wyznania czas.

Nie mów do mnie, jak z ekranu
gwiazdy recytują role,
szelest gestów twych tuż przy mnie
i milczenia akord wolę.

Mów słowami, których nie zna
żaden słownik – mów bez słów,
jak do ptaków mówi księżyc,
jak do dziecka matka mów.

Nie ma cię, a świt mnie budzi,
więc strunami pieszczę ciszę,
mów, mów ciągle, mów z daleka,
ja tęsknotą cię dosłyszę.

Po tamtej stronie lasu

Po tamtej stronie lasu gdzie kwitną poziomki
Mała Wiola tańczy na mojej dłoni
Zielona Agnieszka świat maluje na zielono
Jabłkowy poeta gubi swoje wiersze
A wiatr listonosz nieproszony
Roznosi je ludziom zamiast złych nowin

Po tamtej stronie lasu gdzie kwitną poziomki
Chcę abyś wiedział jest miejsce dla Ciebie
Na Twoją przyjaźń czeka przyjaźń
Biała pokorna kwitnąca poziomka
Pisze właśnie list do Ciebie
Przyjedź będziemy razem śpiewać

Błękitna jak obłok niezapominajka
Będzie zawsze o Tobie pamiętać
I pozwoli Ci odejść kiedy tylko zechcesz
Po tamtej stronie lasu jest miejsce dla Ciebie
I wierz mi będzie cierpliwie czekać
Kwitnąca poziomka

Po słonecznej stronie zbudujemy dom
Zawsze będzie uśmiech żeby Cię przywitać
Wyleczymy słowa i sny
I nauczymy się przebaczać bez bólu

Jeszcze raz uwierzymy w tę jedyną miłość
Którą ciągle zabijają
Która pozwala się zabijać
Aby kolejny raz
Zmartwychwstać dla Ciebie

Powiedziałeś idę walczyć

Powiedziałeś idę walczyć i zostałam sama w domu
Pełnym dziwnych, smutnych niespodzianek
Powiedziałeś idę, lecz pamiętaj, że jestem
A tym którzy przyjdą powiedz, że odszedłem aby walczyć
Tłumaczyłeś idę, aby nasze dziecko
Nie musiało nigdy bawić się wojnę
Przyrzekałeś powrócę kiedy w naszym sadzie
Zakwitnie drzewo wolne, wierz mi ja wrócę

W moim domu smutek
Czekam wciąż przy oknie
I co noc Cię żegnam
I co noc całuję
I pozwalam Ci odejść
I tak bardzo żałuję

Bo mówiłeś, że wiosna jest po to aby kochać
Aby przynieść wiarę i nowe siły ludziom
Bo mówiłeś, że wiosną najwięcej jest powrotów
Że ptaki powracają, że ludzie też powrócą

I w tę wiosnę Cię czekam
I w tę wiosnę wierzę
I tak bardzo Cię pragnę
I tak bardzo się boję

Ty wierzyłeś, że wiosną przyjdzie wielka burza
Że rozgoni chmury co nad naszym domem
Ty wierzyłeś, że wiosną zwycięży wreszcie prawda
Że będziesz mógł powiedzieć jestem wolny

Pytam was kto mi odda

Pytam was kto mi odda
To co ciągle tracę
Pytam was gdzie moja wolność
Moje młodzieńcze skrzydła
Pytam was
Pytam was jak mam kochać
To w co nie wierzę
Pytam was gdzie jest moja Polska

Może jestem mała jak Makowy księżyc Miłosza
Lecz potrafię patrzeć i słuchać też potrafię
I już wiem, że pytać trzeba choć nie zawsze można
I już trudniej mi przyglądać się tylko przyglądać się dziejom

Może jestem mała jak Makowy księżyc Miłosza
I wiem są ludzie mądrzejsi i więksi ode mnie
I wiem, że niełatwo jest zwyciężać
Lecz kiedyś ktoś pokazał mi jak się walczy o to, co się kocha

Pytania

sł. ks. Jan Twardowski

Gdzie się prawda zaczyna, a gdzie się rozum kończy
Gdzie miłość między nami, a gdzie już cierpienie
Czy łza czy na nosie ciepła kropla deszczu
Dokąd razem idziemy by umrzeć osobno

O święty krzyżu pytań jak niewiele ważysz
Gdy małe głupie szczęście liże nas po twarzy
O święty krzyżu pytań jak niewiele ważysz
Gdy małe głupie szczęście liże nas po twarzy
Małe głupie szczęście

Czy słowo jeszcze słowem, czy nagle milczeniem
Czy ciało wciąż oddala, czy tylko zasłania
W którym miejscu odchodzi Pan Bóg oficjalny
I nie patrzy w przepisy, bo już jest prawdziwy

O święty krzyżu pytań jak niewiele ważysz
Gdy małe głupie szczęście liże nas po twarzy
O święty krzyżu pytań jak niewiele ważysz
Gdy małe głupie szczęście liże nas po twarzy
Małe głupie szczęście

Pytała dnia dlaczego

Pytała dnia dlaczego srebrny wstał i uczesał obłoki
Zwierzała się sosnom wysokim, na pagórki wbiegała, milkła

Słońce, krzyczała, słońce zgaśnij jak moja miłość
Nie świeć słońce, oczy rękoma kryła

Poprzez suche gałęzie, wiatr pochylony nad nią
Dotknął pasma włosów, zadrżała i rękoma odtrąciła wiatr

Słońce, krzyczała, słońce zgaśnij jak moja miłość
Nie świeć słońce, oczy rękoma kryła

Zgaśnij słońce
Zgaśnij słońce
Zgaśnij słońce

Sam nie wiesz czego chcesz

Sam nie wiesz czego chcesz
Palisz wszystkie mosty
Spójrz mija dzień za dniem
Ten wiersz jest dla mnie za prosty

W szarym świecie zagubiony
Zaganiany całkiem w nim
Chciałbyś zawsze tu pozostać
Nie chcesz pomóc uciec mi

Od tłumu ludzi na ulicy
Od tych radosnych i samotnych
Od plamy nieba nad głową
Którą już dawno deszcz rozmoczył

Sam nie wiesz czego chcesz
Zamykamy powieki zmęczone
Opuszczamy dłonie zmozolone
Tym szarym dniem
Chcemy uciec gdzieś
Od tłumu ludzi na ulicy
Od tych radosnych i samotnych

Samotne kolacje

Samotne kolacje
Mają to do siebie
Że są długie i męczące
Jak pogrzeby władców
Stroją głupie miny
Jak stare pantofle
Wykrzywione dziwnie
Niczym twarze błaznów
Wyczekują cierpliwie gości
Rozcieńczając ciągle tę samą herbatę
Z nadzieją na odpływ
Dziwne nucą pieśni
Niespokojne nucą pieśni

Samotne kolacje
Nie mają apetytu
Ciągle patrzą w okno
Lub na zegarek
Czasem cicho zapłaczą
Chociaż tego nie lubią
Więc z niewinną minką
Kładą cebulę na talerz

Śpieszmy się kochać ludzi

sł. ks. Jan Twardowski

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
Zostaną po nich buty i telefon głuchy
Tylko co nieważne jak krowa się wlecze
Najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje
Potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
Jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
Kiedy myślimy o kimś zostając bez niego
Kiedy myślimy o kimś

Nie bądź pewny że czas masz, bo pewność niepewna
Zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
Przychodzi jednocześnie jak patos i humor
Jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
Tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
Jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
Żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
Chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć

Kochamy wciąż za mało i stale za późno
Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
A będziesz tak jak delfin łagodny i mocny

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
I Ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
I nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
Czy pierwsza jest ostatnią, czy ostatnia pierwszą

Śpiew do snu

sł. K.K.Baczyński

Ciało mojego ciała i światło mojej myśli
Chciałbym by Ci się ogień pełen szelestu przyśnił
Z którego żółte kwiaty wyplusną, brzózek szelest
Jak sieć, abyś poczuła przy ich lekkości śmielej
Swój lot jak płomyk drżący, bolesny a pragnący
By popłynęło w Tobie jak szumny strumień słońce

Ciało mojego ciała i trwogi mej nadziejo
Niech ci się we śnie wody przez oczy tocząc – chwieją
I niechże Ci podadzą rybę jak dłoń co klaszcze
Byś znała to milczenie, co mnie okrywa płaszczem
I niechaj iskry ognia, co w łusce się zapalą
Mój blask dopełnią w Tobie i smutek mój wyżalą

Nie dałem Ci jabłoni ziemskiej, co sytość niesie
Wyrosłem ja na chmurach jak dzika jabłoń w lesie
Ale mam źródło w sercu srebrne jak żywy pieniądz
Unieś się we śnie, spojrzyj w lustro jego nad ziemią
Nie szukaj mnie w słabości, źródła mego nie mijaj
Nie umiera w nim ciało, dusza wieczność w nim żyje

Światło za oknem głosi dzień (Kartka z Wenecji)

Światło za oknem głosi dzień
Obok w łóżku budzi się mój sen
Nocą w Wenecji spotkał mnie
Prosił zostań kocham Cię

Wstaję chcę Ci napisać list
Prawda jednak bardzo śmiesznie brzmi
Kłamię więc nie dowiesz się
O kim myślałam, gdy był blisko sen

Przyjedź na jeden dzień
Już tak dawno nie widziałam Cię
Przyjaciele pytają mnie
Wciąż pytają mnie gdzie on jest

Chodzę w te miejsca które znasz
Wszystko jest tak samo tylko nie ma nas
Gazety czytam wieści wciąż złe
I wstyd mi pisać że pragnę Cię

Przyjedź na jeden dzień
Już tak dawno nie widziałeś mnie
Przyjaciele pytają mnie
Wciąż pytają mnie gdzie on jest

A wieczorami, gdy jest źle
Zamykam oczy wtedy widzę Cię
Chcę dać Ci szal, do płaszcza przyszyć guz
Minęła jesień, kochanie zima już

Przyjedź na jeden dzień
Już tak dawno nie widziałam Cię
Przyjaciele już nie pytają mnie

Szumią chmury, szumią drzewa

Szumią chmury szumią drzewa
Jesień i jesieni cicha wrzawa
Niby sen pożółkła już trwa
Na przedmieściu dziś wieczorem
Jest zabawa

On zjawi się tam, będzie tańczyć
Słońce moje
Z nową swą wybraną
A mnie w głowie będzie się kręciło
A mnie w piersiach mocno będzie biło

Gdybym mogła, gdybym tak mogła
Wydrzeć sobie serce
I odrzucić serce
I być, być bez serca
Byłoby mi lepiej, dużo lepiej
Byłoby najlepiej, chociaż nie wiem

Smutno, smutno, smutno

Szumią chmury szumią drzewa
Jesień i w jesiennej cichej wrzawie
Cienie lamp kołyszą się w trawie
Na przedmieściu jest już dawno po zabawie

Ciągle w oczach mam jak on tańczył
Słońce moje
Patrząc tylko na nią
I wciąż w głowie wszystko mi się kręci
I wciąż duszno, boli coraz więcej

Gdybym mogła, gdybym tak mogła
Wydrzeć sobie serce
I odrzucić serce
I być, być bez serca
Byłoby mi lepiej, dużo lepiej
Byłoby najlepiej, chociaż nie wiem

Smutno, smutno, smutno

Testament

Wstęp do piosenki zaczerpnięty z wiersza Haliny Poświatowskiej

Kiedy umrę kochanie, gdy się ze światem rozstanę
I będę długim przedmiotem, raczej smutnym
Czy mnie wtedy przygarniesz, ramionami ogarniesz
I naprawisz, to co popsuł los okrutny
Często myślę o Tobie, często piszę do Ciebie głupie listy
W nich miłość i uśmiech
Potem w piecu je chowam
Płomień skacze po słowach
Nim w popiele nie uśnie, jak ja
Patrząc w płomień kochanie
Myślę, co się też stanie
Z moim sercem miłości głodnym
A Ty nie pozwól przecież
Żebym umarła w świecie
Który ciemny jest i który jest chłodny

A kiedy zasnę, schowajcie mnie w lipowe skrzypeczki
Pod głowę dajcie mi moją wiarę, moją miłość
A kiedy zasnę, przytulcie mnie do Waszej przyjaźni
I mówcie, mówcie mi, że pamięć jest wieczna
A kiedy zasnę, ogrzejcie mnie pocałunkami
I zamknijcie nimi moje orzechowe oczy
A kiedy zasnę, kochajcie mnie, kochajcie mnie mocno
I grajcie mi na drogę moją kołysankę

I poproście Pana, by otworzył mi niebo
Jak otwiera usta do modlitwy
Wiarą swoich oczu rozpalcie nowe słońca
I powiedzcie chłopcu, którego tak bardzo kochałam
By nie deptał nigdy rumianków
Rumianków deptać nie można

A kiedy zasnę, pamiętajcie o moich piosenkach
I nie pozwólcie im, nie pozwólcie milczeć
A kiedy zasnę, uczcie ludzi jak się uśmiechać
I pokażcie im jak dobrze mieć serce

I poproście Pana, by otworzył mi niebo
Jak otwiera usta do modlitwy
Wiarą swoich oczu rozpalcie nowe słońca
I powiedzcie chłopcu, którego tak bardzo kochałam
By nie deptał nigdy rumianków
Rumianków deptać nie można

Kiedy odchodzicie ode mnie
Sufity smutku spadają pod me stopy
Kiedy odchodzicie ode mnie
Jestem tak sama, że aż boli
Kiedy odchodzicie ode mnie
Rozbijam myśli o każdą ścianę
Kiedy odchodzicie ode mnie
Boję się, że zawsze tak zostanie

Dlatego kochaj, dopóki jesteś
Dopóki jeszcze jesteś kochaj
Kochaj dopóki jesteś

To już nieważne, że przyrzekałeś mi miłość

To już nieważne, że przyrzekałeś mi miłość
To nieważne że, coś nam się nie spełniło
To nieważne, że chciałam kochać tak pięknie
To nieważne, czas zaleczy wszystkie rany

Nie mów nic, nie musisz się przede mną tłumaczyć
Łóżko to dla ciebie jeszcze, jeszcze jedne drzwi
Ale zrozum dla mnie łóżko naprawdę niewiele znaczy
Nie załatwi wszystkich spraw mojego życia

To już nieważne, że chciałam kochać tak pięknie
To nieważne, z żalu serce nie pęknie
To nieważne, że sny nie były na jawie
To nieważne, czas zaleczy wszystkie rany

Nie, nie mów nic, nie musisz się przede mną tłumaczyć
Łóżko to dla ciebie jeszcze, jeszcze jedne drzwi
Ale zrozum dla mnie łóżko tak naprawdę niewiele znaczy
Nie załatwi wszystkich spraw mojego życia

Nie, nie mów nic

To nie boli, skądże, to nie boli

To nie boli, skądże to nie boli
Będę mówić zaklinać, że nie
Nocą schowam wspomnienie we śnie
To nie boli
To nie boli, skądże to nie boli
To był tylko śmieszny życia żart
Będę śmiać się mówić licha wart
To nie boli

A ludzie będą chodzić, ludzie będą chodzić drogami
Które stary mądry czas wyznaczy im
A rzeki będą płynąć, unosząc łodzie nurtami
I nie będziesz miał siły, by zatrzymać je

To nie boli, skądże, to nie boli
To był tylko dziwny życia żart
Będę śmiać się mówić licha wart
To nie boli
To nie boli, skądże, to nie boli
Będę mówić zaklinać, że nie
Nocą schowam wspomnienie we śnie
To nie boli

A uśmiech będzie czekał, uśmiech będzie czekał na Ciebie
Zostawiony bez powodu jak niejeden człowiek
A szczęście będzie drżało na granicy chłodnej i wielkiej
I nie będziesz miał siły by przygarnąć je

To nie boli, skądże, to nie boli

Uczę się twojej nieobecności

Uczę się Twojej nieobecności
Przy stole, na ulicy, gdy sięgam po książkę
Uczę się Twojej nieobecności

Uczę się Twojej nieobecności
Na poduszce przechowującej wspomnienie
Zapachu Twojej skóry
Gdy dzień pochmurnieje, a wiatr tłucze pięściami
W okiennice wieczoru
Wybacz, że nie potrafię jeszcze
Nauczyć się Twojej nieobecności we śnie
A może nie chcę

Uśmiechnij się (Pogodna łagodna samba)

Uśmiechnij się, bo tylko Ty
Potrafisz tak się do mnie śmiać
Że wszystkie trudne, trudne dni
Nie ranią już, nie krzyczą w snach
A potem mocno przytul mnie
W Twoich ramionach wieczność śpi
I tak spokojnie, tak dobrze jest,
Nie martwię się jak jutro żyć

Bo samba prowadzi mnie, to ona najlepiej wie
Jaką drogą trzeba iść, aby na niej spotkać Ciebie
Samba, pogodna, łagodna samba
Miłości wciąż głodna, samba

Na smutne dni, pochmurne dni
Gdy nie po drodze razem iść
Daleko ja, daleko Ty
I blisko tylko nasze sny
Samba, pogodna, łagodna samba
Miłości wciąż głodna, samba

Gdy mnie dopadną trudne dni
Czułością ust żal z oczu zmyj
Na długi spacer zabierz mnie
I pozwól mi głupotki pleść
A potem mocno przytul mnie
W Twoich ramionach wieczność śpi
I tak spokojnie, tak dobrze jest
Nie martwię się jak jutro żyć

Bo samba prowadzi mnie, to ona najlepiej wie
Jaką drogą trzeba iść, aby na niej spotkać Ciebie
Samba, pogodna, łagodna samba
Miłości wciąż głodna, samba
Bez sikoreczki

W buduarze

sł. Sławomir M. Wolski (wersja autoryzowana)

Ach, witaj w buduarze,
płochliwy dżentelmenie,
Tyś silny jest na scenie,
a ja Ci tutaj każę!

Pokaż, jak wcielasz w życie
te słowa, słowa, słowa,
praktycznie i od nowa,
ja o tym marzę skrycie.

Więc proszę, mój tragiku,
byś udowodnił hardo,
że męskość Twa tak twarda
w życiu, jak przed publiką!

Nie biegaj tak swym wzrokiem,
tu tylko dwie są twarze,
wszak w dobrym buduarze
nikt nie wykuwa okien.

Że teraz… zaraz… musisz…
że… tam czekają na Cię…
O nie, powabny bracie,
zbyt mnie Twój uśmiech kusi.

Czyżby? To żaden uśmiech?
To jest zakłopotanie?
A może tanie granie,
takie w scenicznym guście?

Z dala od kuluarów,
kurtyny, rampy, desek,
Tyś nie jest wilk lecz piesek?
To wina buduaru?

Cóż, witaj w buduarze,
sceniczny supermenie,
ja przecież Cię nie zmienię,
ja Cię Adieu! obdarzę.

Wierny mój przyjacielu

Wierny mój przyjacielu, chciałam napisać do Ciebie
Słowa mocno rzucone upadły, pozbierałam kalekie
Wierny mój przyjacielu, chciałam zaśpiewać dla Ciebie
Ale życie ukradło całą czułość, pieśni moje stały się nieme

Wierności Twej niech błogosławi ten który ma prawo nas sądzić
I niechaj On Ciebie zachowa od tej największej zbrodni
Od zdrady niech Cię zachowa
Wierności Twej niech błogosławi ten który ma prawo nas sądzić
I niechaj On Ciebie zachowa od tej największej zbrodni
Od zdrady niech Cię zachowa

Wierny mój przyjacielu, wczoraj biegłam do Ciebie
Ale ciemność ukryła moją drogę, dokąd biegłam – nie wiem
Wierny mój przyjacielu, to wszystko po to by Ci powiedzieć
Że nawet wtedy gdy świat ten się skończy, ja będę trwała dla Ciebie

Wierności Twej niech błogosławi ten który ma prawo nas sądzić
I niechaj On Ciebie zachowa od tej największej zbrodni
Od zdrady niech Cię zachowa
Od zdrady niech Cię zachowa

Wiesz dobrze wszystko ma swój czas

Wiesz dobrze wszystko ma swój czas
Przeszłości nie dogoni nikt
Spóźniłeś się na tamten pociąg
Dziś nie pamiętasz kto odjechał nim
Tak Ci przykro
Spóźniłeś się na tamten pociąg
Dziś nie pamiętasz kto odjechał nim
Tak Ci przykro

Wiesz dobrze wszystko ma swój czas
Przyszłości nie przegoni nikt
Ty ciągle czekasz na ten pociąg
Chociaż nie wiesz kto przyjedzie nim
Tak Ci przykro
Ty ciągle czekasz na ten pociąg
Chociaż nie wiesz kto przyjedzie nim
Tak Ci przykro

Wiesz dobrze wszystko ma swój czas
Tej chwili nie zatrzyma nikt
Spóźniłam się na tamten pociąg
I odjechałam, odjechałam nim
Tak Ci przykro
Spóźniłeś się na tamten pociąg
I odjechałam, odjechałam nim
Tak mi przykro

Wśród innych Tyś jedyny

Wśród innych Tyś jedyny
Nie wstydzę się tych słów
Przy Tobie gwiazdy bledną
i zjawy z moich snów
Gdy widzę Cię wśród innych
Coś dziwnie wstrząsa mną
I wtedy wiem na pewno
Że zawładnąłeś mną

Nie pozwól się tak prosić
Ty wiesz i ja wiem
O pozwól się całować
I skróć cierpienia me
Wierzysz?

Tak szybko uwierzyłeś
Kłamałam cały czas
Och jak się pomyliłeś
I to nie pierwszy raz
Jest tylu pięknych chłopców
Ich wszystkich kochać chcę
A żeby mieć ich wszystkich powtarzam słowa te

Wśród innych Tyś jedyny

Wypij za moje zdrowie

Wypij za moje zdrowie, gdy w Twym życiu przepadnę
Może obok inny człowiek, może tylko pies
Wypij za moje zdrowie, czuć życie to jest to
Dobrze wiemy oboje czas płynie wciąż

Nie, proszę nie, nie mów o miłości
Nie rozliczaj z pocałunków i ze słów
Nauczyło mnie życie tej mądrości
Nie wracaj gdy nie wierzysz w cud

Piję za Twoje zdrowie, za nasz wspólny czas
Chociaż dzisiaj dwa nieba i oddzielne słońca dwa
Piję za Twoje zdrowie, wierz mi nieważne z kim
Dzielisz dzisiaj powietrze, łóżko, prawdę, okno, łzy

Ja skądże ja, nie mówię o miłości
Nie rozliczam z pocałunków i ze słów
Nauczyło mnie życie tej mądrości
Nie wracaj gdy nie wierzysz w cud

Wypij za moje zdrowie, gdy w Twym życiu przepadnę
Może obok inny człowiek, może tylko pies
Wypij za moje zdrowie, czuć życie to jest to
Dobrze wiemy oboje, czas płynie wciąż

I proszę Cię nie, nie mówmy o miłości
Nie liczmy pocałunków ani słów
Nauczyło życie nas tej mądrości
Nie wracaj, gdy nie wierzysz w cud

Wypij za moje zdrowie

Z tang największe tango śmierci (Ognisty czart)

Z tang największe tango śmierci nie zapomnij go
Gdy rankiem tańczył z nią pod majową mgłą
Ciemności czujny stróż, ognisty czart

Z żądz największa żądza śmierci rozpierała go
Śpiewała więc co noc, że w czekaniu trwa
By przyszedł rzucić skry ognisty czart

Miłość ją spaliła, choć ziębiła łez uporem
Oczy szare skrył płomienny tren
Miłość ją spaliła, choć ziębiła łez intrygą
Życia widmo ściął płomienny miecz

Stos wpatrzony, rozmodlony jak forteca wrzeń
Sprężyste ciało jej skrył w kotarze drżeń
I stuka mocniej krew w ognistym rwie

W dym spowici, w mgle rozmyci opuszczają bruk
Nie rani nagły śmiech przeznaczenia głos
Joanno pójdź za mną

Miłość ją spaliła, choć ziębiła łez uporem
Oczy szare skrył płomienny tren
Miłość ją spaliła, choć ziębiła łez intrygą
Życia widmo ściął płomienny miecz

W dym spowici, w mgle rozmyci opuszczają bruk
Nie rani nagły śmiech przeznaczenia głos
Joanno

Za oknem deszcz Panie Szopenie

Za oknem deszcz Panie Szopenie
Fortepian Pana smutno gra
Dawno wybaczył Pan jesieni
Że taki łzawy humor ma

Paryski bulwar zapłakany
I Plac Concorde i Plac Pigalle
Pól Elizejskich rude kasztany
Czy pamiętają jak Pan grał

Każdej jesieni deszcz jest inny
I inne liście strąca wiatr
A tylko smutek Pana oczu
Panie Szopenie wciąż ten sam

A przecież Francja przecież Paryż
Mówią, to dla artystów raj
Kwiaty na Pana fortepianie
Więdną tak szybko niczym mgła

Myśli krzyczące jak gladiole
Czasu człowieka wierny pies
Pan dobrze wiedział nigdy nie wyschnie
Przez świat płynąca rzeka łez

Każdej jesieni deszcz jest inny
I inne liście strąca wiatr
A tylko smutek Pana oczu
Panie Szopenie wciąż ten sam

Zapominam Cię (Zapomnienie)

Zapominam Cię, zapominam Cię
Jeszcze tylko noc, dzień i już nie będę pamiętać
Zasypuję snem, zasypuję snem
Tamten gorzki świt
Jeszcze noc, dzień i już nie boli

A Twoim jasnym oczom życzę szczęścia
Delikatnym dłoniom kruchych ciał
Twoim dobrym myślom życzę spełnienia
I niech nigdy Ci niczego nie będzie żal

Zapominam Cię, zapominam Cię
Chociaż czasem czekam
Na przystanku pod jabłonią smutek stoi
Zasypuję snem, zasypuję snem
Tamtą dziwą noc
Kiedy arlekin miłość swoją wieszał na jabłoni.

A moim mokrym oczom życzę suszy
Zawsze chłodnym dłoniom ciepła ust
Myślom mym szalonym wielkiej burzy
Chorej mej pamięci dobrego snu

Zapominam Cię, zapominam Cię
Jeszcze tylko noc, dzień i już nie będę pamiętać

Zaraz zacznie grać mój skrzypek czardasza (Mój skrzypek)

Zaraz zacznie grać mój skrzypek czardasza
I niech uwierzy mi świat on najpiękniej gra
I już tajemniczy głos do tańca zaprasza
Więc tańcz, tańcz póki czas, póki jeszcze gra

Bo wszystko przemija w nas i nic już nie wraca
Więc póki chwila trwa, pij ją do dna
I tańcz, bo zaraz odejdzie, zawsze odchodzi
Na pożegnanie powie: przykro lecz muszę
Wszystkim by grał, taką ma duszę
Ty, ja, tu, tam, wszystkim gra

Wielką siłę ma w sobie prawdziwa przyjaźń
I może ocalić nas od przemijania
I nie pozwoli by czas wrysował w nasze życie
Nienawiść i zło, ocali nas
Więc tańcz, niech wie
Że kochamy gdy jest
Że łatwiej, łatwiej nam być dobrym dla życia
Gdy on gra, więc skrzypku graj

Nie mów że musisz, że zaraz odchodzisz
Dobrze wiemy jaką masz duszę
Wszystkim byś grał
Wszystkich byś kochał
I serce swoje rozmieniasz na drobne
Choć wiesz
Prawdziwie kochać można tylko raz
Więc czasem tęsknisz i piękniej grasz

Bo wiesz, prawdziwie kochać można tylko raz
Posłuchaj jak gra

 

Zatrzymaj się opowiem krótki sen (Paryski sen)

Zatrzymaj się opowiem krótki sen, Ty byłeś w nim ja byłam też
Za sztalugami nasze głowy dwie, a nad pracownią cichy błękit nieba
Milknie, milknie śpiew przewodnika w katakumbach
I prowadzi gdzieś na skraj marzeń w rytmie rumby
Wypełniony tak, malarski plan
Znany pejzaż w tle, wiecznie puste prerie świata
Kilku palców len, który ciało z pędzlem splata
Spraw by dłużej trwał mój sen, w nim Ty i ja

Kładź na płótno więcej barw, by nie ostygł słońca blask
Przebiegł dreszcz, bardzo chcę z Tobą malować obraz ten
Więc kładź na płótno więcej barw, by nie zwiędła zieleń traw
Aby dzień nie wdarł się w ten paryski sen

Wychudłe przejścia i uliczki te, na których handlarz łzami dzień za dniem
Gada z tragarzem cnoty jak i gdzie bajecznie tanio kupić dobry sen
Swój szachrajski kram stawia zbieracz cierpkich wzruszeń bez żadnych praw
Pan łachmanów w trasę rusza wylansuje raj, sukienki skraj
Wydeptuje wciąż ścieżkę chleba żerne prerie
I w zachwytu gąszcz wrasta miłość i spełnienie
Spraw by dłużej trwał mój sen i Ty i ja

I kładź na płótno więcej barw, by nie ostygł słońca blask
Przebiegł dreszcz, bardzo chcę z Tobą malować obraz ten
Kładź na płótno więcej barw, by nie ostygł słońca blask
Aby dzień nie wdarł się w ten paryski sen

Znów powiem Ci dobranoc (Kołysanka)

Znów powiem Ci dobranoc
Tak przecież zawsze jest
Choć Ty nie wiesz nic
Znów cicho Ci zaśpiewam dadum dadum
Tę kołysankę którą skradłeś mi

Spij zaśnij proszę zaśnij
Chcę choć na kilka chwil
W Twoje sny się wkraść
Śpij swe marzenia wyśnij
Niech sen przyniesie to, czego było brak

Noc pozapala gwiazdy, srebrne gwiazdy
By rankiem blady świt mógł pogasić je
Sny jak skrzydlate ważki, wolne ważki
Będziemy łowić w naszych marzeń sieć

Mam w oczach żalu krople, słone krople
Zalewam morzem łez mej poduszki biel
Ty jednak śpij spokojnie i tylko kiedyś pomyśl
Jak to kochać źle

Znów powiem Ci dobranoc
Tak przecież zawsze jest
Choć Ty nie wiesz nic
Znów cicho Ci zaśpiewam
Tę kołysankę którą skradłeś mi

Zostawiłeś mi wspomnień wielką księgę

Zostawiłeś mi wspomnień wielką księgę
Smutek, żal i łzy – wspaniałą przysięgę
Zostawiłeś mi wspomnienia, marzenia
Pocałunki trzy, znaki przypomnienia

Ale przecież dobrze wiesz
Wszystko w życiu zmienia się
Ale przecież dobrze wiesz
Bez ustanku kochać Cię to bzdura
Ale przecież dobrze wiesz
Mnie nie warto tracić łez
Raz jest dobrze raz jest źle
Raz ktoś kocha, drugi nie

Darowałam Ci wszystkie moje myśli
Wszystkie moje sny, w których żeś się wyśnił
Darowałam Ci cóż, kiedy żałuję
W życiu tak już jest, trzeba – pokutuję